07-09.III.2017 – Beskid Żywiecki: wiosenne wyjście na Pilsko

Zapachniało, zajaśniało, wiosna, ach to Ty[1], a skoro w końcu przyszłaś to czas najwyższy ruszać w góry 🙂 Zebraliśmy się w piątek punktualnie o 14.00 przy KGP. Maruderów nie było, więc bez zwłoki zapakowaliśmy tobołki do nowego „Roberobusa” i ruszyliśmy. Droga wiodła do celu, a Robert, jak to on, niemal nas teleportował do Korbielowa. Zajęliśmy cały ośrodek „Przy szlaku”, więc mogliśmy, tak jak uwielbiamy, wspólnie przygotować kolację. Późniejsze sprzątanie już takie miłe nie było, ale jak zawsze znaleźli się chętni – dobrowolni i przymusowi, którzy zajęli miejscy przy zmywaku. Nie bylibyśmy także sobą, gdybyśmy nie umilili sobie kolacji muzyczką i tańcami. Trzeba przyznać, że mamy kilku całkiem klawych DJ-ów.

W sobotę rano po pokrzepiającym śniadaniu ruszyliśmy na szlak. Trochę się zasmuciliśmy, gdy okazało się, że pada deszcz, ale poczekaliśmy 5 minut i po deszczu zostało tylko wspomnienie. Rozpoczęliśmy „wspinaczkę” na Pilsko (1.557 m n.p.m.). Szliśmy żółtym szlakiem. Początkowo mogliśmy podziwiać budzącą się do życia roślinność a to zawilce, a to lepiężniki, a to żywce gruczołowate, a to knieć błotna. Jednak im dłużej szliśmy tym bardziej upragniona wiosna zamieniała się w zimę… A od wysokości coś ponad tysiąca metrów o tym, że w dolinach jest wiosna świadczył już tylko roztapiający się śnieg. Jednak nic to dla nas. Niewzruszenie szliśmy dalej przed siebie. I tak doszliśmy na Halę Miziową (1.270 m n.p.m.), gdzie postanowiliśmy odpocząć w schronisku.

Czas słodkiego leniuchowania szybko dobiegł końca i zostawiając w schronisku Agę i Dorotkę ruszyliśmy na szczyt. Ale wcześniej napawaliśmy się widokami Beskidu Żywieckiego: Babiej Góry i Jałowca, które świetnie znamy z ogólnopolskich rajdów górskich i Rysianki, którą zdobyliśmy rok temu. Szliśmy trochę szlakiem czarnym, trochę na kreskę. Śnieg wcale a wcale nie ułatwiał nam podejścia. W drodze urządziliśmy nawet małą bitwę na śnieżki… Im bliżej szczytu tym śnieg był bardziej zmrożony. Gdy doszliśmy do linii kosodrzewiny śniegu pod nogami było miejscami ponad metr – prowadziliśmy z Julką dokładne badania i obserwacje jego pokrywy. Kosodrzewina była oblodzona, wiec widać było z której strony najczęściej wieją wiatry na szczycie.

Na szczycie zrobiliśmy kilka szybkich zdjęć i zaczęliśmy schodzić, bo zaczynało się robić zimno. Droga w dół okazała się równie uciążliwa co w górę. Śnieg zapadał się pod nogami i było bardzo ślisko. W pewnym momencie na hasło Wojtka wszyscy obecni położyli się na śniegu i zrobili orły 🙂 Bez większych uszczerbków na zdrowiu udało nam się zejść do schroniska. Tam zjedliśmy obiad i powoli zielonym szlakiem ruszyliśmy do Korbielowa.

W ośrodku po chwilowym odpoczynku zespół kuchenny pod dowództwem Wojtka i Jacka przystąpił do szykowania wspólnej kolacji. A przy wspólnym stole jak zawsze było śmieszno i gwarno.

W niedzielę śniadanie zaordynował Wojtek. Po nim nastąpił czas na pakowanie i sprzątanie kuchni, następnie na niespieszny powrót do Warszawy. Ale zanim do niej dojechaliśmy to zatrzymaliśmy się w Sopotni Wielkiej i podziwialiśmy wodospad na potoku Sopotnia, który uznany jest za pomnik przyrody. Należy wspomnieć, że jest to największy wodospad w całych polskich Beskidach, o wysokości ok. 12 m. Z Sopotni pojechaliśmy do Żywca, gdzie zwiedziliśmy Muzeum Czynu Zbrojnego Żywiecczyzny, który mieści się w schronie bojowym koło budynku żywieckiego Miejskiego Centrum Kultury. Muzeum powstało z inicjatywy żywieckich miłośników militariów i historii. Za umożliwienie zwiedzania serdecznie dziękujemy.

I tak zakończyliśmy nasze wiosenne przejście górskie. I chociaż w tym roku nie było słonecznych łąk porośniętych krokusami, to na pewno wycieczka pozostanie nam na długo w pamięci, przez wszechogarniające połacie śniegu…

A.

[1] Fragment utworu Marka Grechuty „Wiosna ach to Ty”

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *