02.IX.2017 – Spływ kajakowy Wkrą
Trawestując słowa starej i dobrze znanej piosenki, chciałoby się zaśpiewać: „znów za rok wakacje, za rok caaaały” 🙂
Ale nim wakacje się skończyły podjęliśmy jeszcze jedno kajakowe wyzwanie – jednodniowy spływ Wkrą na odcinku Dziektarzewo – Sochocin, 23,6 km wg. danych organizatora. Zupełnie samodzielna (na polecenie Prezesa) inicjatywa Sylwka :).
Wkrótce zebrała się grupa 21 osób chętnych na spływ. Jako że Ósemka twarda jest, założenia były jasne: „płyniemy bez względu na pogodę”. Deklaracja wypowiedziana chyba nieco nie w porę bo prognozy pogody nagle jakby na zawołanie zaczęły się psuć.
I tak, 2 września (sobota) 2017 r. skoro świt (wakacyjny jeszcze świt – czyli pomiędzy 10:00 a 11:00) na starcie w Sochocinie stanęło 9 par gotowych do walki z żywiołem. A pogoda złośliwie nie napawała optymizmem. Koniec końców – młode pokolenie pokazało hart ducha (starzy wymiękli) i do busów wiozących nas na start spływu wsiadało już tylko 7 par składających się z młodych księżniczek i ich rycerzy – czyli mówiąc inaczej z tatusiów z córkami (tu szczególne podziękowania dla Roberta Sz. [spoza 8-mki], który na czas spływu podjął się roli „tatusia” dla naszej Jadzi :)).
Ze względu na panujący chłód Prezes zarządził wodowanie bez moczenia nóg i osobiście spychał poszczególne obsady do rzeki – na szczęście żadna para nie zapomniała o kajaku, bo kto wie co zrobiłby Prezes. A bardziej serio, chwała Ci Prezesie. Dzięki takiej wzorcowej postawie naszego Prezesa większość z nas, przynajmniej na starcie, była sucha 🙂 .
Kapryśna aura cały czas droczyła się z nami, raz uciekaliśmy przed deszczem to znów płynęliśmy ku niemu ale wciąż nie w nim. Żałujcie wszyscy, którzy zrezygnowaliście ze względu na pogodę. Jak na kajaki pogoda była super. Było nieco pochmurnie ale bez deszczu, ciepło ale nie upalnie, choć atmosfera była wręcz gorąca. Szczególnie przy ognisku, które Julka przygotowała nam po drodze – ot taki „surprise”. Czy przygotowała czy nie, w każdym razie wypatrzyła dogasające ognisko na brzegu i to w chwili gdy akurat szukaliśmy miejsca na postój (nawet dzieci mi nie uwierzyły, że wstałem o 5 rano, przyjechałem na tę właśnie polankę, rozpaliłem ognisko i tylko z tego powodu nieco spóźniłem się na poranną zbiórkę w Sochocinie). Przy ognisku jak to przy ognisku, były tańce hulanki swawole i cudownie rozmnożona kiełbasa pieczona na patykach, które oczywiście również przygotowane czekały na nas tuż obok. No i ta nalewka … hmmm palce lizać – oj żałujcie. Mnogość jadła i napitków zaskoczyła wszystkich, nagle przy ognisku oprócz ww. kiełbaski i nalewki z rąk do rąk podawane były: kurczaczki w panierce z przepysznym sosem, kabanosy, parówki, czekoladowe cukiereczki, herbatka i browarek. Znalazł się nawet gorący rosół!
Jako że w każdym kajaku była młoda dama oraz jej adorator nie dziwi, że na szlaku co chwila dochodziło do zażartych pojedynków. Były wyścigi i walki na wiosła, szarże przodem i tyłem, z prądem i pod prąd, a nawet próby zatapiania. Okrzyk pięcioletniej Asi (Kruglakowej): „taranuj ich!!!” przejdzie do historii spływu.
Trasa bardzo malownicza. Aż się nie chce wierzyć, że tak piękne tereny, ciszę i spokój można znaleźć tak blisko Warszawy.
Organizatorzy na tym odcinku przewidują dwie przenoski: w Gutarzewie (tama) i w Sochocinie tuż przed przystanią docelową – spiętrzenie wody na palach po dawnym młynie. My postanowiliśmy ograniczyć się do jednej przenoski w Gutarzewie – przez tamę po prostu przepłynąć się nie da :(. Spiętrzenie przy palach po młynie miało być główną atrakcją spływu. I powiem Wam …. BYŁO ! 🙂 Z pozoru ot takie tam nie szczególne spiętrzenie, ale w praktyce, pochowane pale i głazy pod wodą sprawiły, że chyba nie było załogi , której woda nie zajrzała do kajaka 🙂
Po emocjonującej końcówce wszystkie załogi dobiły szczęśliwie do brzegu i wylądowały przy Barze Pod Akacjami i na tym pozwolicie, że relację zakończę 🙂
Sylwek