27-29.III.2015 – Niedziela palmowa w Żółkwi i Lwowie
Orzeł zawsze był ostoją tradycji, dlatego też krzewienie polskości jest dla nas „Orląt” rzeczą normalną. Tym razem pod egidą PTTK Oddziału Mazowsze z Warszawy ruszyła na Ukrainę godna reprezentacja naszego klubu, celem wspomożenia społeczności w Żółkwi i we Lwowie. Wystartowaliśmy raniutko spod Pałacu Kultury i Nauki, zajmując oczywiście tył autokaru, jak na frontowców przystało 😉 i pognaliśmy w trasę, gdyż prócz naszych charytatywnych zamiarów, czekała nas masa zwiedzania.
Naszym pierwszym przystankiem był Zamość. Prawa miejskie uzyskał w 1580, na mocy przywileju lokacyjnego wystawionego przez kanclerza i hetmana wielkiego koronnego Jana Zamoyskiego. Najwięcej obiektów zabytkowych skupia się na Starym Mieście. Główne cechy, wyróżniające zamojskie Stare Miasto, to: zachowany od czasu powstania układ urbanistyczny, regularny Rynek Wielki z ratuszem i tzw. kamienicami ormiańskimi, a także fragmenty umocnień obronnych wraz z pochodzącymi z okresu zaboru rosyjskiego nadszańcami. Za sprawą unikalnego zespołu architektoniczno-urbanistycznego Starego Miasta, Zamość bywa nazywany „perłą renesansu”, „miastem arkad” i „Padwą północy”. W 1992 roku zamojskie Stare Miasto zostało wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Mimo zawrotnego tempa, udało się nam zobaczyć w Zamościu to, co najbardziej godne uwagi.
Kolejnym celem była już granica w Hrebenne/Rawa Ruska. Tu standardowo spędza się dużo czasu, a nasza służba graniczna, jak i ukraińska, swoje obowiązki wykonuje wyjątkowo szczegółowo 😉 Mimo zniecierpliwienia, okazaliśmy się wyjątkowo zdyscyplinowaną grupą i zasłużenie w godzinach wieczornych dotarliśmy do miejsca kwaterunku, czyli Żółkwi.
Żółkiew leży na Roztoczu Wschodnim, nad rzeką Świną, około 35 km od granicy z Polską. Została założona w 1597 przez hetmana polnego koronnego Stanisława Żółkiewskiego. Miasto zaprojektował Paweł Szczęśliwy, który był jednym z przedstawicieli szkoły włoskiej w architekturze. Żółkiewski chciał bowiem, aby jego miasto przypominało renesansowy Zamość (które także było miastem prywatnym). Żółkiew prawa miejskie otrzymała 22 lutego 1603 dzięki przywilejowi króla Zygmunta III Wazy. Ciekawostką jest, iż Żółkiew była ulubioną rezydencją króla Jana III Sobieskiego, który najwięcej czasu spędzał w Żółkwi.
Zakwaterowani zostaliśmy w sympatycznym pensjonacie, a także dokonaliśmy grupowego rytuału integracji, aby zaklimatyzować się w nowym miejscu pobytu.
Następnego dnia, po śniadaniu skierowaliśmy się do Lwowa, miasta wyjątkowo związanego z historią Polski. Założony ok. 1250 Lwów przez króla Daniela I Halickiego, został nazwany na cześć jego syna Lwa. Już od wczesnych lat tj. 1349-1370 znajdował się w składzie Królestwa Polskiego. Po wielu zawieruchach historii, w listopadzie 1918 stał się przedmiotem zbrojnego sporu terytorialnego odradzającego się państwa polskiego i Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej, proklamowanej przez ukraińskich polityków Galicji Wschodniej. Od 23 grudnia 1920 do 16 sierpnia 1945 był stolicą województwa lwowskiego II Rzeczypospolitej. Był jednym z sześciu wielkich miast II Rzeczypospolitej, obok największej z nich Warszawy, Łodzi, Poznania, Krakowa i najmniejszego Wilna. W okresie II wojny światowej znajdował się pod okupacją sowiecką, niemiecką i ponownie sowiecką. W konsekwencji decyzji mocarstw wielkiej trójki zapadłych na konferencji jałtańskiej znalazł się w granicach USRR, a ludność polska została wysiedlona przez władze sowieckie. Od 1991 znajduje się w granicach niepodległej Ukrainy.
Lwów, jako miasto wieloetniczne rozwijał się do wybuchu II wojny światowej we współistnieniu wielu różnych narodowości: oprócz dominujących liczebnie Polaków, Lwów zamieszkiwali Żydzi, Ukraińcy, Ormianie, Niemcy, Czesi, Rosjanie i in. Obecnie, w wyniku powojennych przesiedleń ludności i zmiany granic państwowych, zdominowany przez ludność ukraińską. Historyczne centrum Lwowa zostało w 1998 wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Mimo siąpiącego deszczu, z miejscowymi przewodnikami w dwóch grupach dzielnie zwiedziliśmy m. in. Cmentarz Łyczakowski i Orląt Lwowskich, zamek oraz Stare Miasto. Przez cały czas pobytu spotykaliśmy się z bardzo ciepłym przyjęciem, nawet przez mijanych przechodniów, którzy słysząc język polski, chętnie podejmowali z nami rozmowę.
Organizator dla ochotników przygotował wieczorem kulturalną niespodziankę, w postaci opery „Carmen” Bizeta w gmachu Opery Lwowskiej. Część z nas, ruszyła zatem wysłuchać pamiętnych arii, natomiast spragnieni poznania Lwowa, nie tylko od strony zabytkowej, pod przewodnictwem Ojca Przewodnika Piotra zagłębiliśmy się w lwowskie wąskie uliczki. Jedną z niespodzianek było wprowadzenie nas do jednej z bram w kamienicy, gdzie stanęliśmy przed nieopisanymi drzwiami. Piotrek do końca nie chciał nam powiedzieć, o co godzi, ale sytuacja rozwiązała się chwilę później, gdy zza drzwi odezwał się głośny dzwonek, potem wrota otworzyły się z rozmachem, w nich stanął ukraiński żołnierz, który celując do nas z pepeszy, zadał pytanie: „Hasło?!?”. Starałem się nie zdębieć, ale zdębiałem 😉 Jednakże zza moich pleców (w korytarzu zebrała się już całkiem spora grupa osób) zabrzmiał odzew: „Sława Ukrainie!”. Wtedy sołdat wpuścił do środka małą garstkę osób, częstując każdego kieliszkiem nalewki prosto z menażki. Następnie skierował nas w piwniczne rejony, gdzie mogliśmy już usiąść i poczuć się jak w bunkrze z okresu II Wojny Światowej. Niespodzianki znalazły się również przy wyjściu, gdzie znienacka znaleźliśmy się w pomieszczeniu radiotelegrafisty, a na końcu w sklepiku z pamiątkami z tego wyjątkowego miejsca.
Zaznaczyć oczywiście należy, iż w czasie, kiedy Orły podzieliły się na grupy „artystyczną”
i „podziemną”, najważniejszą rolę odegrał nasz nieodżałowany Prezes, który wraz
z przedstawicielami PTTK O. Mazowsze w tym samym czasie przekazał paczki, które ufundowaliśmy dla polskiej społeczności na Ukrainie.
Następnego dnia, po śniadaniu zapoznaliśmy się z historią i zabytkami Żółkwi m. in. zamek, rynek, kolegiata pw. Św. Wawrzyńca Męczennika, gdzie na plebanii zjedliśmy obiad oraz spotkaliśmy się ze społecznością Polaków mieszkających na Ukrainie. I jestem przekonany, że występ polskich dzieci, niejednemu z wycieczkowiczów „zrosił” oczy…
Po tych wzruszających chwilach, udaliśmy się w kierunku granicy i po „odstaniu” odpowiedniej ilości czasu ;-), chyżo pognaliśmy do Warszawy.
Piękna wycieczka, piękne polskie miejsca i dużo pięknych wzruszeń. Warto wracać w te strony, aby dawać dowód przywiązania do historii i tradycji, jak również przypominać rodakom zza granicy, że się o nich pamięta.
Witobi