23-29.VI.2013 – 42. Ogólnopolski Rajd Górski „Szlakami Obrońców Granic” – Pokrzywna

Nie wiadomo, jak i kiedy minął kolejny rok. Znów wyposażeni w odpowiednie zapasy jadła i napitku oraz sprzęt niezbędny do zdobywania górskich szlaków wsiedliśmy do zaprzyjaźnionego busa i ruszyliśmy w nieznane. Raki i czekany zostawiliśmy co prawda w domach, ale nie zapomnieliśmy zabrać zamiast nich potężnej dawki dobrego humoru, który jest niezbędny na takich wyprawach. Wszystko po to, by godnie reprezentować na czerwcowym rajdzie Koło PTTK Nr 8 Klub Górski „Orły”, które działa, niemal od zarania dziejów, przy Komendzie Stołecznej Policji.

Miniony już rajd czerwcowy, w oficjalnej nomenklaturze zwany 42 Ogólnopolskim Rajdem Górskim „Szlakiem Obrońców Granic”, zawitał w dniach 23–29 czerwca 2013 roku do malowniczo położonej Pokrzywnej. Droga, choć długa, minęła błyskawicznie, ale takie to już uroki Robertowozu, który przeżył z nami niejedno… Kierowca oczywiście 🙂

Na „dzień dobry” prezes Jacek miał dla nas wór obfitości i niespodzianek, z którego posypały się świeżutkie i nowiutkie koszulki klubowe. Z pewnym rozbawieniem stwierdziliśmy, że nasz szacowny zarząd, wcisnął nam w środek nowego herbuklubowego jakiś chwast pospolity. Prezes od razu pospieszył ze skrupulatnym wyjaśnieniem, że to nie chwast, tylko kwiat i to nie byle jaki, bo dziewięćsił bezłodygowy. Zrobiliśmy wielkie oczy, ale skoro Prezes twierdzi, że to ważny chwast, to nie pozostało nam nic innego, jak nazwę przyswoić. I tak ósemce przybyło dziewięć sił, które postanowiliśmy wykorzystać w trakcie rajdu.

W atmosferze ogólnej radości i szczęśliwości zawitaliśmy do Pokrzywnej. Rozlokowaliśmy się w pokojach „Chrobrego” i domkach „Złotego Potoku”. Standardowo zadaniu temu sprzyjało wiele emocji, ale na szczęście obeszło się bez łez i krwi. Pozostał nam tylko pot,związany tylko i wyłącznie, z przeniesieniem bagaży. W końcu byliśmy gotowi do swobodnej aklimatyzacji. Oczywiście uściskom i serdecznym powitaniom z innymi rajdowiczami nie było końca. Nie przerwało ich nawet oficjalne otwarcie Rajdu 🙂

W poniedziałek rano pełni werwy przystąpiliśmy do realizacji naszych rajdowych zamierzeń. Wyszliśmy na trasę, a raczej zostaliśmy wywiezieni do Prudniak. Tam pod troskliwym okiem sędziego Zbyszka, odnaleźliśmy czerwony szlak, którym ochoczo wystartowaliśmy na spotkanie z przygodą. Trasę umilał nam nie tylko Zbyszek opowiadając o atrakcjach Gór Opawskich, ale także chłopaki z Przemyskich Niedźwiadków, którzy gasili nasze pragnienie, w ten bądź co bądź chłodny dzień, napojami energetyzującymi. Spowodowało to dezercję kilku osób z naszej ekipy, które do końca dnia dzielnie wspierały Niedźwiadki, ale wybaczamy im to.

Pozostała reszta z nas spokojnie doczłapała się na Wzgórze Klasztorne skąd ochoczo podreptała na popas na Kobylicy. Po pokrzepieniu dusz i ciał popędziliśmy przez Dębowiec na Długotę, gdzie dołączył do naszej kawalkady sędzia główny Piotrek, co byśmy nie zgubili się w czasie dalszej wędrówki do Wieszczyny. Tam należało zameldować swoją obecność komandorowi Mariuszowi i najpiękniejszemu z sędziów Ewie, co też uczyniliśmy :)Po krótkiej chwili relaksu ruszyliśmy dalej. Po drodze zmuszeni byliśmy co nie co przyśpieszyć kroku, ponieważ dogonił na deszcz i trochę zmoczył, ale i tak z uśmiechami wróciliśmy do naszych kwaterek.

Po powrocie mieszkańcy domków odkryli w nich coś cudownego, o niemal nieziemskim pierwiastku, a mianowicie elektryczne kominki, dzięki którym zrobiło się błogo i sielsko w domkach. Było miło do tego stopnia, że przez obiadem wszyscy domkowicze polegli jak muchy w smole tyle, że w łóżkach. Poza tym już żadne deszcze nie były nam straszne… Miało to tez swoje minusy, bo mieszkańcy „Chrobrego” zaczęli przynosić do domków swoje, różami pachnące, obuwie do suszenia, ale czego się nie robi dla przyjaciół 🙂

We wtorek wystąpiły utrudnienia, na które nie mieliśmy wpływu, a które uniemożliwiły nam realizację z góry zaplanowanego dnia. Nie powinno nikogo dziwić, że były to opady atmosferyczne. Dzięki temu każda drużyna robiła co chciała. Można było plątać się po ośrodkach, pozwiedzać okoliczne atrakcje czy po prostu pójść w góry. My przykładowo, w obawie przed rozpuszczeniem,w różny sposób ładowaliśmy własne akumulatory.

Nie było to działanie bezpodstawne, bo robiliśmy je w nader konkretnym celu, żeby nie powiedzieć – imię wyższej konieczności. A mianowicie przystąpiliśmy do żmudnego procesu układania piosenki konkursowej. I było niemal jak w deszczowej piosence „I’msingin’ and dancin’ in the rain”, chociaż nie było znacznie lepiej, bo boki bolały nas od śmiechu 🙂 Wymęczywszy nasze mózgownice postanowiliśmy zaszaleć i pójść do ośrodkowej karczmy na … śpiewanki z Gryfitami, gdzie do końca pozdzieraliśmy gardła 🙂

W środę, nie zważając już na żaden spadający z nieba opad, wszyscy karnie poszli na szlak. Tym razem zaplanowaną mieliśmy podróż do miejscowości Głuchołazy. Niezawodny sędzia Zbyszek wywiódł nas na głuchołazkie ścieżki opowiadając o tutejszej gorączce złota, by później pozwolić nam wdrapać się na Wiszące Skały Góry Parkowej.

W miejscowości Podlesie czekała na nas sędziowska niespodzianka – test z terenoznawstwa, czyli opowiedzenie panoramki. Aga i Jacek uzbrojeni w mapy i kompasy opowiadali, jakie górki widać wkoło, każdemu kto tylko chciał ich słuchać, by w końcu Jacek zadecydował „Idę”. Poszedł i zgarnął 9 punktów. Całkiem niezły wynik.

Uskrzydleni nim niemal pobiegliśmy w dalszą drogę, ale z tym biegiem ciężko było, bo… Cały dzień padło, więc maszerowaliśmy dziarsko w deszczu i po błocie. Pilnowaliśmy się ostro, żeby przez całkowity przypadek, bo przecież nie przez naszą nieuwagę, nie upaść w to błoto. Nie każdemu się to jednak udało. Upadki się zdarzyły, ale wykonanie były z pełną gracją bez zbędnego błotnego rozbryzgu. Dla innych standardowe ochraniacze do kolan, okazały się zbyt prymitywną ochroną. Ubłoceni byli niemal po pachy. Podobno dla nich za rok mają być specjalne wodery przeciwbłotne. Poczekamy, zobaczymy 🙂

Czwartek to dzień pętelki wokół Pokrzywnej i konkursów wszelkich. Pogoda nawet nam sprzyjała, więc przebiegliśmy całą trasę. Tak przynajmniej twierdziły Przemyskie Niedźwiadki, ale to ich subiektywna ocena. W naszym mniemaniu dostojnie przespacerowaliśmy przez Dolinę Bystrego Potoku do Piekiełka. Tym bardziej, że na kolejnym postoju w Jarnołtówku czekali na nas Małgosia z Jasiem w swoich lektykach noszonych przez rodziców, więc poziom dostojeństwa był wysoki. Podziwiając po drodze Karliki i Karolinki wróciliśmy do Pokrzywnej.

Rozpoczęliśmy przygotowania do testu wiedzy, strzelania i konkursu piosenki. Na test wiedzy wysłaliśmy Jacka. Po teście z terenoznawstwa zaufaliśmy jego wiedzy i byliśmy pewni, ze da sobie radę z dodatkowymi pytaniami z historii Straży Granicznej i Policji, bezpieczeństwa w górach i miliodra innych kwestii. Na strzelnicę wysłaliśmy Kurę, która dobrze przyłożyła i świetnie trafiała w tarczę. W konkursie piosenki… no właśnie. Poziom był taki, że Opole wymięka, a Sopot się chowa, ale nasza damsko-męska drużyna pokazała klasę. Okazało się, że mamy dwie piosenki, bo jedna była piosenką niespodzianką dla prezesa. Płakał z radości i wzruszenia 🙂 Po wszystkim wystawne ognisko z kiełbaskami i przednią atmosferą 🙂

Piątek był takim spokojnym dniem. Już po wszystkich konkursach, teoretycznie można było obrać indywidualny tryb marszu. Jednak wszyscy udali się w końcu na Biskupią Kopę, wszak to jedna z gór Korony Gór Polski 🙂 Po wdrapaniu się na nią i wejściu na wieżę widokową, chłonęliśmy panoramę jaka nam się ukazała. Pokazywaliśmy sobie nawzajem, gdzie byliśmy każdego dnia. Nie chciało się schodzić na dół, takie widoki były… Ale mały głód pchał nas do schroniska :)W schronisku, do którego nie można wejść z krawatem na szyi, uśmierciliśmy „głoda” i poszliśmy dalej. Niby Orły miały iść na krechę, ale ostatecznie powędrowaliśmy szlakiem granicznym, zdobyliśmy Srebrną Kopę, Zamkową Górę i wróciliśmy skąd wyszliśmy, żeby według obowiązującego protokołu przygotować się na zamknięcie Rajdu.

Zakończenie jak zawsze było długie. Wszak obdarowanie 26 drużyn i zwycięzców poszczególnych konkursów trochę trwać musi 🙂 Czas umilały nam występy dziewczyn z Zespołu Wokalno Tanecznego z Klubu Garnizonowego z Przemyśla, które co roku śledzą nasze poczynania rajdowe, ale widocznie nas lubią skoro tak za nami jeżdżą 🙂 No i się zaczęło. Najpierw nagrody indywidualno – grupowe, gdzie odznaczeni zostali Kura za strzelanie i Jacek za terenoznawstwo i test wiedzy. Zaskoczyli nas swoja skutecznością 🙂 Później odliczanie 26, 25, 24… Doszliśmy do 19 miejsca i wyczytana została nasza drużyna „Orły II”. 18, 17, 16,…., 5 a „Orłów I” nadal nie ma. Co jest? 4 miejsce Gryfici I, 3 miejsce Ramię w Ramię, 2 miejsce Plessino, nie może być! 1 miejsce „Orły I”. Szał i wiwaty !!! Mamy Pogranicznika 🙂

Szał i wiwaty trwały do późnych godzin wieczornych, a może i nocnych. Prezes zaaplikował nam zwycięskiego szampana 🙂 i działał na jakimś dodatkowym turbo dopalaczu, bo mieliśmy wrażenie, że jest w co najmniej trzech miejscach na raz. Zwycięstwo uskrzydla 🙂

I tak doszliśmy to tej chwili, której nie lubimy najbardziej. Pożegnania, ale nie martwmy się. Kolejny Raj czerwcowy, już za rok! Do zobaczenia na nim.

A.

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *