15-19.IV.2015 – XXIX Zlot Aktywu Turystycznego rsw – Szczecin
Z naszymi turystycznymi przyjaciółmi Koła PTTK nr 39 przy Placówce Straży Granicznej w Szczecinie (czyli krócej „Gryfitami”) wiąże nas szczególna więź, gdyż nasze drogi krzyżują się nie tylko na dużych rajdach w czerwcu i wrześniu, ale również podczas indywidualnych klubowych wypadów w ciągu pozostałych miesięcy w roku. Dlatego też nie pozostało nam nic innego jak zmontować „żelazną” ekipę do uczestnictwa w Zlocie Aktywu Turystycznego, organizowanego w stolicy województwa zachodnio – pomorskiego. „Górskie” Orły przyzwyczajone dotychczas do „konkretnych” wysokości nad poziomem morza, musiały zmierzyć się nadmiarem wody, jodu oraz płaskich powierzchni, ale daliśmy z siebie wszystko, o czym świadczyć będzie poniży opis.
Aby nie szukać „ochotników” do prowadzenia pojazdów, zgodnie oddaliśmy się pod opiekę PKP i 2-gą klasą zgodnie pomknęliśmy w kierunku Pomorza, moszcząc się w przedziale jak w orlim gnieździe. Nie muszę wspominać, jak atrakcyjna potrafi być podróż w doborowym towarzystwie, w szczególności jak każdy doda od siebie trochę dobrego humoru, domowej wałówki, soku z gumijagód oraz głośnika do odsłuchu mp3 (Wiśnia rules!). W trasie zrobiło się jeszcze muzykalniej, gdy do sąsiedniego przedziału zameldowali się nasi znajomi z klubu „Bieluchów”, który swoimi ludowymi szlagierami nie pozwalali ciszy się zbytnio rozzuchwalić.
Na stacji Szczecin Główny, czekała już delegacja naszych Braci/Sióstr „Gryfitów”, którzy nie dając nawet przeciągnąć się po „wyczerpującej” podróży, z marszu zabrali nas do miejsca kwaterunku, czyli hotelu „Marina Club” usytuowanego nad uroczym jeziorem Dąbie, kilka kilometrów za Szczecinem. Rozlokowaliśmy się więc grzecznie w naszych pokojach i rozpoczęliśmy rekonesans po okolicy oraz pomiędzy innymi pokojami, aby przywitać się z innymi uczestnikami. Po niedługim czasie organizatorzy oficjalnie otworzyli Zlot, obdarowali nas kosmiczną ilością materiałów krajoznawczych, przedstawili ramówkę imprezy natomiast zaproszeni goście nakreślili, jakich niespodzianek mamy oczekiwać. Na koniec części oficjalnej bard Heniu oraz jego szansoniści uraczyli uczestników wiązanką piosenek turystycznych.
Indywidualnych przywitań tego dnia nie było końca…a niektóre przeciągnęły się nawet do końca pobytu ;-).
Z samego rana, po szybkim śniadaniu podreptaliśmy na przystań, gdzie czekały już na nas statki pasażerskie, którymi odbyliśmy rejs po jeziorze oraz porcie szczecińskim. Niektórzy z nas dostąpili możliwości poprowadzenia tych „wycieczkowców”, albo tak się nam tylko zdawało ;-).
Wysiedliśmy na malowniczych Wałach Chrobrego i podzieleni na dwie grupy rozpoczęliśmy wycieczkę po Szczecinie. Rozpoczęliśmy od Wałów Chrobrego, następnie odwiedziliśmy m. in. Muzeum Narodowe, Kościół św. Piotra i Pawła, Plac Solidarności, Zamek Książąt Pomorskich, Stare Miasto, Plac Orła Białego, a wycieczkę zakończyliśmy zwiedzeniem Katedry św. Jakuba. Kulminacją był wjazd na wieżę kościoła, z której rozciąga się widok na całe miasto.
Jako, że spacer, nawet najbardziej interesujący, lekko wyczerpuje, dlatego też organizatorzy zabrali nas do najbardziej znanego baru w Szczecinie, aby zaserwować lokalny specjał tj. „pasztecik szczeciński”. Panierowany naleśnik z mięsem, smażony w głębokim tłuszczu, podziałał jak bateria Duracel, ale to jeszcze nie był koniec naszych kulinarnych zmagań.
Otóż zaraz po powyższej przystawce, udaliśmy się do malowniczej Stepnicy, gdzie w tzw. „kotlince” zorganizowane zostało ognisko. Na miejscu czekał na nas wspaniały pieczony świniak oraz kocioł nieprzyzwoicie smacznego bigosu z żeberkami.
Po takim posiłku, należało bezwzględnie spalić nadrobione kalorie, a stało się to możliwe dzięki wieczorowi integracyjnemu, który odbył się niedługo po naszym powrocie do „Mariny”. Całe towarzystwo dzielnie hasało w rytm znanych kawałków, a kto się o której kładł spać i w jakich okolicznościach to jego sprawa 😉
Kolejnego dnia, prosto po śniadaniu autokary zawiozły nas do Urzędu Miejskiego, gdzie przedstawiciel lokalnego samorządu opowiedział nam o planach rozwoju Szczecina, w szczególności pod kątem turystyki i nowych inwestycjach miejskich. Po spotkaniu przechadzaliśmy się po pięknych Jasnych Błoniach, gdzie napotkaliśmy znanego wszystkim pana pułkownika SG, który mimo „stanu spoczynku” dbał o kondycję, przygotowując się do kolejnych przedsięwzięć biegowych. To właśnie on przechwycił niewielką grupę uczestników, aby na krótki czas pokazać im subiektywnie wybrane uroki miasta 😉
Tego dnia obejrzeliśmy jeszcze Park Kasprowicza z amfiteatrem im. Heleny Majdaniec, Park Kownasa oraz zwiedziliśmy ekspozycje w Muzeum Techniki i Komunikacji. Wyjątkowym elementem była również wizyta w „Baltic Barracks”, czyli Bazie Wielonarodowego Korpusu Północno-Wschodniego w Szczecinie.
Czas nam uciekał niepostrzeżenie, więc część osób zdecydowała się powrócić do „Mariny” natomiast chętni wrażeń skorzystali z możliwości wykorzystania czasu wolnego na terenie miasta. Nasza niewielka grupka, z już zaprzyjaźnioną panią przewodnik, udała się do Cafe 22, która mieści się przy Placu Rodła w centrum Szczecina. Kawiarnia usytuowana jest na szczycie budynku i ma kształt owalny, co pozwala na upajanie się wspaniałą przestrzenną panoramą miasta. Zjedliśmy wspaniały posiłek i również ruszyliśmy do miejsca kwaterunku, gdzie czekało nas… uroczyste zakończenie Zlotu. Pożegnań nie było końca, gdyż następnego dnia niewielka część z nas, bladym świtem ruszała jeszcze na wycieczkę do Berlina.
Trzeba przyznać, iż nasi Przyjaciele „Gryfici” stanęli na wysokości zadania. W fantastyczny sposób przekazali nam wiedzę o swoim mieście i całym okolicznym regionie, intensywność wycieczek była bardzo adekwatna do atrakcji, jakimi wypełniony jest Szczecin. Nie zabrakło oczywiście śmiechu do łez, pląsania w rytm muzyki i lokalnych niespodzianek kulinarnych – w jak najszerszym znaczeniu tego słowa ;-). O dzięki Wam Bracia „Gryfici” i Siostry „Gryfitki”. Za jakiś czas odwdzięczymy się, choć łatwo nie będzie, gdyż poprzeczkę postawiliście bardzo, bardzo wysoko 🙂
Na koniec kilka słów o wyciecze do stolicy naszych zachodnich sąsiadów. Do Berlina dotarliśmy wesołym autobusem i od razu przystąpiliśmy do zwiedzania, gdyż kilka godzin na poznanie miasta, które aż skrzy od zabytków, pereł architektury i innych cudów, to znacznie za mało. Oczywiście zwiedziliśmy wszystkie „sztandarowe” miejsca, czyli Wyspę Muzeów, Bramę Brandenburską, Reichstag, Pomnik Ofiar Holokaustu, zamek Charlottenburg i wiele, wiele innych miejsc. Oczywiście, jako stały bywalec tego miasta, wyprowadzałem z nerwów panią przewodnik, co chwila podsuwając nowe miejsca do zwiedzania lub układając bardziej efektywne trasy przejazdu pomiędzy zabytkami :-). Ale przewodniczka okazała się bardzo cierpliwa, na koniec dając nam sporo czasu wolnego w samym centrum miasta. My w małej grupie ruszyliśmy do uroczego zakątka Berlina, żywcem przeniesionego z XVIII-XIX wieku – nazwanego Nicolaiviertel. Ta malutka enklawa, znajduje się pośrodku rozbudowanych wieżowców w pobliżu Alexanderplatz, która wygląda po prostu jak z bajki. Oczywiście nie obyło się bez zakupów w lokalnych sklepikach, po czym raźnie ruszyliśmy z powrotem do kraju.
W „Marinie” spędziliśmy jeszcze jedną noc i następnego dnia „wesoły” pociąg dostarczył całą grupę do Warszawy. Wspaniale spędzone dni, we wspaniałym gronie przyjaciół.
Witobi